Jednym z najciekawszych zwyczajów bożonarodzeniowych w Czechach jest tradycja wypatrywania „zlatého prasátka”, czyli „złotego prosiątka”. Według legendy można je zobaczyć w wigilijny wieczór, o ile wytrzyma się cały dzień postu. To trochę jak obietnica: pościsz, dostaniesz wizję dobrobytu, a jeśli nie – cóż, przynajmniej będziesz mieć wymówkę, że prosiątko musiało akurat pobiec w drugą stronę. Choć dzisiaj traktuje się to raczej jako sympatyczną zabawę niż realną wróżbę, magia symbolu jest zaskakująco trwała.
Tradycja „złotego prosiątka” w Czechach
Tradycja ta ma swoje korzenie jeszcze w czasach przedchrześcijańskich, kiedy w Europie Środkowej celebrowano przesilenie zimowe, a motywy światła i obfitości stapiały się z wiarą w odradzającą się naturę. Prasátko miało być znakiem nadchodzącego dobrobytu – małym, łagodnym uśmiechem losu po długich, ciemnych miesiącach.
Wigilia w czeskich domach, podobnie jak u nas, była dniem postnym – choć nie zawsze absolutnym. W niektórych regionach jedzono skromny, jarski obiad, na przykład z jęczmienia i grzybów, w innych wstrzymywano się aż do wieczerzy. Dopiero gdy na niebie pojawiała się pierwsza gwiazdka, rodziny zasiadały do stołu z karpiem, sałatką ziemniaczaną i rybną zupą, które dziś tworzą typowe czeskie świąteczne menu. Wtedy też zaczynała się zabawa. Dzieci wypatrywały złotego prosiaczka w odbiciach światełek na choince, w blasku świec, w cieniach na ścianie. Dorośli udawali, że go widzą, choć oczywiście nikt się do tego nie przyznawał. Niesamowite jest to, że ten niewinny zwyczaj przetrwał w Czechach do dziś, wciąż wywołując uśmiech i lekką ekscytację. I choć większość Czechów nie pości już tak rygorystycznie jak kiedyś, idea „wytrzymam, to może coś zobaczę” ma w sobie tyle dziecięcej prostoty, że aż trudno jej nie polubić.
Boże Narodzenie w Czechach
Współczesne czeskie święta są zresztą pełne takich drobnych, sympatycznych rytuałów. Wypiekanie góry cukroví, pachnąca jodła w salonie, prezenty przynoszone przez Ježíška, który – w przeciwieństwie do Świętego Mikołaja – nie pojawia się publicznie w centrach handlowych, lecz działa dyskretnie jak dobry duch domu. Do tego tradycyjne kolacje, rodzinne spotkania i niepisany konkurs na najładniejszą sałatkę ziemniaczaną. A w tle, obok zapachu smażonego karpia i kotletów schabowych, unosi się jeszcze ta niepozorna legenda o złotym prosiaczku, która przypomina, że święta są momentem miłego zawieszenia między dawniej a dziś, między realizmem a magią.
Zlaté prasátko we współczesnej kulturze
A teraz przechodzimy do części, która sprawiła, że zlaté prasátko (złote prosiątko) stało się w ostatnich dwóch dekadach jednym z najbardziej rozpoznawalnych świątecznych symboli w Czechach. A wszystko to za sprawą… Kofoli. Jeżeli choć raz widzieliście czeską telewizję w grudniu, na pewno znacie kultową reklamę z 2004 roku, w której dziewczynka idzie z tatą po choinkę i słyszy: „Když vydržíš nepapat, uvidíš zlaté prasátko!”. Na co odpowiada: „Já nemusím, já už ho vidím!”. To chyba najbardziej czeska rzecz, jaką można usłyszeć. Jednocześnie urocza, zabawna i tak trafiona, że przez lata stała się nieodłącznym elementem bożonarodzeniowej atmosfery. Reklama była tak popularna, że w zasadzie „zabetonowała” zlaté prasátko w czeskiej popkulturze. Dziś nie trzeba pościć, żeby je zobaczyć. Wystarczy, że zacznie się grudzień, a Kofola sama dopilnuje, by pojawiło się na ekranie, w memach, na plakatach czy specjalnych edycjach etykiet.
Złote prosiątko w reklamie czeskiej Kofoli
W efekcie tradycja przeszła ciekawą drogę. Od dawnego słowiańskiego symbolu urodzaju, przez chrześcijański post wigilijny, po współczesną ikonę marketingu, która nadal kojarzy się przede wszystkim z czymś autentycznie czeskim. I to jest chyba najpiękniejsze – że zlaté prasátko, mimo tej całej popkulturowej otoczki, nie zatraciło swojego uroku. Wciąż wywołuje uśmiech, wciąż jest częścią czeskiej Wigilii, a dla dzieci – nadal pozostaje obietnicą szczęścia i bogactwa. Może trochę metaforyczną, ale jednak obecnie bardziej realną niż w przeszłości. Bo jeśli święta kojarzą się z rodziną, tradycją i odrobiną magii, to czy nie jest to całkiem niezły rodzaj dostatku?
Jeśli więc spędzacie Wigilię w Czechach, rozglądajcie się uważnie. Nie tylko za karpiem i świątecznymi słodkościami, ale też za tym małym, złotym symbolem, który – choć niewidoczny dla oka – pojawia się, gdy człowiek na chwilę zwolni i pozwoli sobie na odrobinę świątecznej wiary. Złote prosiątko może być wszędzie! A jeśli zobaczycie przy tym butelkę Kofoli – cóż, wtedy to już naprawdę znak, że czekają was prawdziwie czeskie święta.

